Realizm i poezja

Po tym jak na moim monitorze ukazał się ekran dodawania nowej recenzji, bardzo długo siedziałem wpatrzony w ścianę, nie wiedząc, jak właściwie mógłbym rozpocząć tekst dotyczący filmu "Budda runął
Po tym jak na moim monitorze ukazał się ekran dodawania nowej recenzji, bardzo długo siedziałem wpatrzony w ścianę, nie wiedząc, jak właściwie mógłbym rozpocząć tekst dotyczący filmu "Budda runął ze wstydu". Prawdę mówiąc, także i teraz nie jestem pewien, czy to, co tu piszę, jest w stanie oddać emocje, jakie towarzyszyły mi w czasie projekcji pełnometrażowego debiutu Hany Makhmalbaf. Film opowiada o staraniach kilkuletniej Bakhtay, która jest bardzo zdeterminowana, by chodzić do szkoły. Rodzina dziewczynki mieszka w jednej z jaskiń pozostałych po klasztorze w Bamian (w Afganistanie), który został zniszczony w 2001 roku. Wtedy to Talibowie wysadzili wyrzeźbione w skale, ponad 1500-letnie posągi Buddy - jeden z najwspanialszych zabytków światowej kultury. W podobnych jaskiniach mieszka tam wielu ludzi, wśród nich mali chłopcy, którzy w pobliskiej szkole z wielkim mozołem uczą się czytać i pisać. To właśnie im zazdrości Bakhtay, która też wolałaby się czegoś nauczyć, zamiast siedzieć w domu i zajmować się młodszym bratem. Podejmuje więc działania, które mają umożliwić jej uczestnictwo w zajęciach nowej szkoły dla dziewcząt, otwartej na drugim brzegu rzeki. Wielką zaletą (i najważniejszą cechą) tego filmu jest jego całkowity autentyzm. Prosty styl i przede wszystkim grający w filmie aktorzy-amatorzy, którzy na własnej skórze codziennie doświadczają trudów życia w prymitywnych warunkach, powodują, że od początku wierzymy reżyserce i wiemy, że taki scenariusz mogło napisać samo życie. Prawdziwą gwiazdą jest, wcielająca się w główną bohaterkę, Nikbakht Noruz, ujmująca nie tylko samą (można by powiedzieć "słodką") prezencją, ale i autentycznym talentem, który wynika z zupełnej i nieskrępowanej naturalności. Poza uderzającym realizmem znalazło się w filmie miejsce na piękną poezję - niektóre ujęcia są naprawdę poruszające. Przy tym, twórcom udała się trudna sztuka - z wdziękiem balansują pomiędzy momentami zabawnymi czy wręcz śmiesznymi, a tymi wstrząsającymi, w każdej chwili zachowując odpowiednie proporcje. Co jeszcze zdumiewa, to fakt, że w zaledwie 80-minutowym filmie znajdziemy zarówno poetycką medytację na temat życia, krytykę niszczących ludzkie umysły ideologii, opowieść o dziecięcych pragnieniach, celne obserwacje społeczne i inne, niemniej ważne motywy. W 80 minutach! Cechą każdego prawdziwego arcydzieła jest to, że porusza. Dociera do naszych własnych uczuć i pobudza do myślenia. Każda chwila tego filmu posiada tę cechę, a niektórych scen nie zapomnę chyba nigdy (np. wtedy, gdy grupa małych chłopców chce ukamienować swoją rówieśniczkę). A zakończenie... Cóż, pozwolę sobie nic o nim nie pisać, by uniknąć okropnego patosu. W wielu momentach śmiejesz się radośnie tylko po to, by za chwilę autentycznie wstydzić się, że żyjesz w tak okrutnym świecie... Mój stosunek do tego filmu jest bardzo osobisty, ponieważ żaden obraz wyprodukowany w ciągu kilku (kilkunastu? kilkudziesięciu?) ostatnich lat nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Nie chcąc popaść w banał, nie zakończę tego tekstu stwierdzeniem, że w czasie projekcji siedziałem jak zaczarowany. Nie zakończę go również mówiąc, że przez kilka minut po ostatnich napisach nie mogłem ruszyć się z miejsca. Zakończenia nie będzie...
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones